Arthur Hailey - "Port lotniczy"
W drugiej połowie XX wieku narodził się nowy gatunek literatury popularnej – technothriller. Jego kluczową cechą było umiłowanie rzeczy skomplikowanych: systemów, zaawansowanych technologii lub specyficznych dziedzin wiedzy. Istotnym przykładem może być twórczość Toma Clancy’ego czy Michaela Crichtona. Arthur Hailey nie jest tradycyjnie zaliczany w poczet mistrzów technologicznego dreszczowca. Mimo to opublikowany w 1968 roku "Port lotniczy" zgrabnie wpasowuje się w ramy gatunku. Skomplikowanym elementem w centrum fabuły jest Międzynarodowy Port Lotniczy w Lincoln, który swego czasu stanowił szczyt technologicznych możliwości. Kiedy zaczyna się opowieść, infrastruktura lotniska jest już przestarzała. Powieść to w istocie studium chorego organizmu wystawionego na ciężką próbę w formie katastrofalnej śnieżycy.
Wierny portret zbiorowego organizmu lotniska stanowi mocny punkt książki. Analiza składających się nań elementów jest tyleż ekstensywna, co fascynująca; czytelnik poznaje tajniki pracy kontrolerów ruchu lotniczego, personelu odśnieżającego płytę lotniska, pracowników pasażu handlowego i wielu innych. Należy oczywiście wziąć poprawkę na wiek powieści. Uwieczniona na jej kartach technologia i rozwiązania należą już do historii, lecz to nie umniejsza przyjemności z ich obserwacji. Osobny temat stanowi warstwa obyczajowa powieści. Na kryzys lotniska nakładają się indywidualne dramaty ludzi. Małżeństwo Mela, dyrektora lotniska, rozpada się w przykry sposób. Jego brat, kontroler lotu Keith, przegrywa walkę z depresją. Kapitan Demerest wdał się w romans ze stewardessą, który zakończył się ciążą kobiety. Można zaryzykować stwierdzenie, że Hailey poświęca temu aspektowi więcej uwagi niż inni autorzy pracujący w gatunku, co można uznać za wadę lub zaletę. Czytelnika wrażliwego może odpychać degrengolada postaci: Hailey wyostrza znacząco ich niedoskonałości, co niejednokrotnie czyni wątek obyczajowy przykrym. "Port lotniczy" to nieco zapomniany klasyk. Szczególnie spodoba się on czytelnikom podatnym na urok skomplikowanych systemów. Jednocześnie wskazane jest także zainteresowanie postaciami ludzkimi samymi w sobie, ponad ich rolę w systemie.
P. Szczyrba